Points Guard – nowy esej Arthura Hayesa.

10.02.2024
15 min
4076
12
Points Guard – nowy esej Arthura Hayesa.. Główny kolaż artykułu.

Disclamer: jest to przybliżona parafraza treści eseju Arthura Hayesa w celach informacyjnych. Osądy wyrażone poniżej są osobistymi poglądami autora oryginalnego źródła. Jego opinia może nie pokrywać się z opinią redakcji Incrypted.

Były szef giełdy kryptowalut BitMEX Arthur Hayes opublikował nowy esej – Points Guard. Autor przeanalizował, w jaki sposób metody przyciągania inwestycji i klientów różnią się zasadniczo w Web2 i Web3, a także jak zmieniają strukturę własności firm.

Hayes opisuje drogę, jaką projekty blockchain przeszły od ICO do modelu punktowego, a także wpływ, jaki punkty mają na startupy i użytkowników końcowych.

Zespół Incrypted przygotował krótką parafrazę tekstu.


W tym eseju chcę opowiedzieć o ewolucji struktur własności i metod pozyskiwania funduszy w startupach kryptowalutowych, aby wyjaśnić, dlaczego punkty jako sposób na przyciągnięcie użytkowników są naturalną ewolucją branży i jak do tego doszliśmy.

Wiele projektów z portfolio Maelstrom [uwaga na fundusz venture capital prowadzony przez biuro rodzinne Arthura Hayesa] uruchomi swoje tokeny w 2024 roku i usłyszymy o nowych programach lojalnościowych zaprojektowanych w celu zachęcenia do korzystania z protokołów. Dlatego ważne jest, aby zrozumieć, dlaczego punkty w ogóle istnieją i jak będą napędzać przyjęcie projektów w tym cyklu.

Pozyskiwanie funduszy w Web2 i Web3

Kwestia tego, kim są udziałowcy i posiadacze tokenów oraz co jest im obiecane, jest kluczem do sukcesu każdego przedsięwzięcia komercyjnego. Niezależnie od tego, czy budujesz firmę Web2 czy Web3, przyciągnięcie i utrzymanie użytkowników jest najtrudniejszym i najbardziej kosztownym aspektem działalności.

W projektach Web2, które osiągnęły szczyt w latach 2010-2020, fundusz venture poszukiwał mało znanych startupów, którym zapewniał finansowe “paliwo rakietowe”, aby przyciągnąć użytkowników. Zwykle odbywało się to poprzez świadczenie bezpłatnych lub tanich (poniżej kosztów) usług. Pamiętasz, kiedy aplikacje do współdzielenia przejazdów walczyły o udział w rynku, a taryfy były niewiarygodnie tanie? Cóż, zostało to opłacone miliardami dolarów inwestycji venture capital.

Pod koniec tej podróży firmy venture capital spodziewały się udanej pierwszej oferty publicznej (IPO). IPO pozwoliło zwykłym ludziom po raz pierwszy posiadać udziały w firmie, a dla TradFi jest to sposób na sprzedaż swoich pozycji “tłumowi”.

Jednak przepisy zabraniają zwykłym ludziom inwestowania w firmy Web2 na wczesnym etapie rozwoju. Ironia polega na tym, że użytkownicy, którzy przyczynili się do sukcesu projektu, nie mogą posiadać jego części. Dlaczego tak jest

Ponad 90% wszystkich nowych firm upada, więc inwestowanie we wczesne startupy Web2 jest bezpośrednią drogą do utraty kapitału. Jednak większość ludzi wierzy, że należą do niewielkiego odsetka inwestorów dochodowych i szybko wpadają w histerię, gdy zaczynają tracić pieniądze na nieudanych projektach, a następnie wskazują palcem na rząd.

Z punktu widzenia regulatora lepiej jest więc zakazać inwestowania w projekty na wczesnym etapie. Po co tracić pozycję, bo pozwala się niedoświadczonym inwestorom wydawać pensje na nieudane startupy?

To moje sympatyczne wyjaśnienie zakazu detalicznego inwestowania na wczesnym etapie. Istnieje jednak bardziej cyniczny pogląd, że TradFi zarabia ogromne prowizje na IPO. Prześledźmy listę beneficjentów tego procederu.

  • banki inwestycyjne, które pełnią rolę gwarantów emisji, pobierają od 2% do 7% pozyskanego kapitału;
  • prawnicy zarabiają setki tysięcy, a czasem miliony dolarów za przygotowanie i złożenie prospektu emisyjnego i innych dokumentów;
  • firmy audytorskie i księgowe zarabiają setki tysięcy dolarów za weryfikację sprawozdań finansowych;
  • giełdy pobierają ogromne opłaty za notowanie.

Kilka udanych IPO w roku kalendarzowym gwarantuje premie dla wszystkich zaangażowanych w ten kartel zaufania. Ale bez tłumu kupujących, którym odmawia się możliwości inwestowania po niższych cenach, nie byłoby popytu niezbędnego do udanego IPO. Właśnie dlatego inwestycje detaliczne są pozostawione na koniec cyklu życia pozyskiwania funduszy.

Wydaje się to niesprawiedliwe, ale do czasu bitcoina nie było innego skutecznego sposobu na publiczne pozyskiwanie funduszy. Obiektywnie rzecz biorąc, narzędzia te pomogły stworzyć wiele ważnych, użytecznych i dochodowych firm.

Z perspektywy przeciętnego człowieka głównym problemem Web2 jest to, że korzystanie z produktu lub usługi nie skutkuje udziałem w firmie, która go dostarcza. Meta nie podzieli się zyskami za przeglądanie Instagrama, a ByteDance nie da ci nic w zamian za przeglądanie TikTok. Firmy te zabierają twoją uwagę, twoje działania i twoje pieniądze, uniemożliwiając nawet inwestowanie w nie bez ogromnego kapitału i powiązań.

Uczestnictwo ≠ własność

Bitcoin zmienia zasady gry

Bitcoin i późniejsza ewolucja rynków kapitałowych kryptowalut zmieniły opisaną powyżej sytuację. Od czasu wydobycia bloku genezy bitcoina w 2009 r. deweloperzy mieli możliwość dzielenia się udziałami w projekcie ze zwykłymi użytkownikami. Są to tak zwane startupy Web3.

Dopóki bitcoin nie pojawił się na giełdach, jedynym sposobem na jego zdobycie było wydobycie. Górnicy, spalając energię elektryczną, weryfikują transakcje, dzięki czemu sieć działa. Za tę aktywność otrzymują wynagrodzenie w kryptowalucie.

Uczestnictwo = własność

Użytkownicy są teraz częścią projektu, więc robią wszystko, co w ich mocy, aby chronić swoją inwestycję. W przykładzie bitcoina oznacza to, że właściciele kryptowaluty starają się zmaksymalizować jej wykorzystanie, aby przyciągnąć więcej osób do projektu.

Initial Coin Offering (ICO)

Rynki kapitałowe kryptowalut szybko znalazły sposób na finansowanie startupów technologicznych niedostępnych w Web2.

Startup Web3 rezygnuje z pieniądza fiducjarnego jako płatności za własność na rzecz bitcoina, aby ominąć cały kartel zaufania TradFi, który “chroni” tradycyjny system finansowy. Aby zebrać fundusze, zespół musi po prostu uruchomić stronę internetową, która stwierdza, że jeśli dasz im bitcoiny, dadzą ci tokeny, które zrobią coś lub przyznają pewne prawa ekonomiczne w przyszłości. Jeśli użytkownik ma ochotę zainwestować w ten wczesny projekt, może to zrobić w mniej niż godzinę.

Pierwszym dużym projektem, który przeprowadził ICO, było Ethereum w 2014 roku. Był to dobry przykład, ponieważ deweloperzy sprzedali swoje tokeny, wykorzystując wpływy do dalszego rozwoju sieci. Jednak największe ICO zostało przeprowadzone przez Block.one, twórców EOS, którzy otrzymali ETH o wartości 4 mld USD.

Przykład EOS obrazuje gorączkę ICO, która nabierała rozpędu – projektowi udało się zebrać ogromne inwestycje bez stworzenia w pełni funkcjonującej sieci. Mania ta powstała, ponieważ po raz pierwszy w historii każdy, kto miał dostęp do Internetu i portfel kryptowalutowy, mógł posiadać część tego, co było pozycjonowane jako kolejny najpopularniejszy startup technologiczny.

Gorączka ICO osiągnęła szczyt jesienią 2017 r., kiedy takie opłaty zostały wyraźnie zakazane przez chińskie władze. Na całym świecie organy regulacyjne starające się chronić kartel zaufania przed konkurencją zaczęły działać, a ICO skutecznie zniknęły.

Problem z tym narzędziem polegał na tym, że pomyślnie sprzedany token nie gwarantował jeszcze popytu na produkt. Własność była jedynie wynikiem zainwestowanych pieniędzy, ale nie korzystania z protokołu. Potrzebne były dalsze ulepszenia.

Dochodowy farming

“Lato” DeFi rozpoczęło się w połowie 2020 roku, kiedy wiele projektów uruchomionych w szczytowym okresie bessy 2018-2020 zaczęło być aktywnie wykorzystywanych. Fundamenty tych protokołów przydzieliły dużą liczbę wstępnie wydanych tokenów, aby nagrodzić członków społeczności, którzy przyczynili się do ich rozwoju.

Startupy takie jak Uniswap, AAVE i Compound koncentrowały się na pożyczaniu, pożyczaniu i handlu. Chcieli, aby użytkownicy pożyczali, pożyczali i wymieniali swoje aktywa kryptograficzne za pośrednictwem swoich usług i nagradzali te działania zbywalnymi tokenami. W ten sposób narodził się income farming.

Traderzy starali się zarobić na tych zachętach. W wielu przypadkach tracili nawet pieniądze tylko po to, by “wyhodować” więcej tokenów. Dopóki wartość tokenów rosła z powodu zawyżonych oczekiwań rynkowych, użytkownicy pozostawali na plusie. Ale ci, którym nie udało się sprzedać w szczytowym momencie, pracowali na próżno lub nawet ze stratą dla siebie.

Z punktu widzenia projektu, cała ta aktywność zwiększyła wolumen obrotu, całkowitą zablokowaną wartość (TVL) i liczbę unikalnych portfeli. Wskaźniki te przekonały inwestorów, że DeFi działa i tworzy równoległy system finansowy obsługiwany wyłącznie przez kod wykonywany w zdecentralizowanym środowisku.

Uczestnictwo = własność

I wszystko było dobrze, ale podaż tokenów zaczęła nadmiernie rosnąć z powodu ciągłych zachęt. Rynek zaczął się zastanawiać: “Co dalej?”. Jeśli cała aktywność opiera się na agresywnej emisji, co się stanie, jeśli cena tokena spadnie lub emisja spowolni, ograniczając zachęty dla nowych użytkowników?

Lekcja z revenue farmingu jest taka, że jest to świetny sposób na zachęcenie do aktywności, ale jeśli jest stosowany zbyt agresywnie, stwarza więcej problemów niż korzyści. Pojawia się zatem pytanie, w jaki sposób możemy zapewnić, że emisja tokenów będzie bardziej zrównoważona?

Punkty

Income farming jako narzędzie przyciągania użytkowników umarło wraz z hossą w 2021 roku. Następnie wynaleziono punkty, które spełniają tę samą funkcję w tym cyklu hossy. Punkty rozwiązują główne problemy ICO i income farmingu.

ICO pozwalają inwestorom detalicznym uzyskać udział w nowym projekcie, ale gdy sprzedajesz coś detalicznym, organy regulacyjne mogą nazwać to “papierem wartościowym” i zakazać sprzedaży. Income farming nagradza korzystanie z protokołu, ale nadmierne nagrody prowadzą do szoku podażowego i załamania wartości. A co jeśli…

A gdyby projekt przyznawał punkty za interakcję z protokołem? Następnie punkty te mogłyby zostać zamienione na tokeny i rozdane użytkownikom. Cena tokena zależy od deweloperów i nie ma obietnicy, że punkty mogą zostać na coś zamienione.

  • Czy punkty są umową między projektem a użytkownikiem, tworząc oczekiwanie na przyszły zysk? Nie.
  • Czy projekt obiecuje wymianę punktów lub tokenów na jakiekolwiek aktywa (cyfrowe lub fiducjarne) w przyszłości? Nie.
  • Czy zespół ma pełną swobodę w określaniu współczynnika konwersji punktów na tokeny i czasu ich dystrybucji, jeśli w ogóle? Tak.

Kolejny ważny szczegół. Jeśli masz mały, utalentowany zespół inżynierów, nie ma potrzeby zatrudniania dużej liczby innych pracowników. Oprogramowanie zrobi wszystko. Na przykład łańcuchy bloków zapewniają własne bezpieczeństwo, pobierając prowizje i nagradzając górników lub walidatorów. Jeśli projekt jest naprawdę zdecentralizowany, prawdopodobnie nie potrzebuje nawet prawników.

Największym wyzwaniem jest pozyskanie większej liczby użytkowników, a punkty są nowym narzędziem umożliwiającym dotarcie do rynku i zwrócenie uwagi na protokół przy niewielkim lub zerowym kapitale wysokiego ryzyka.

Punkty pomagają przyspieszyć aktywność sieci i przezwyciężyć problem zimnych startów. A zdolność do dokładnego i dynamicznego dostosowywania emisji w zależności od konkretnych działań użytkownika oznacza, że projekt może skutecznie tworzyć rodzaj interakcji, do której pierwotnie dążył.

Wreszcie, projekt nie musiał w tak dużym stopniu polegać na przedsprzedaży tokenów dużym inwestorom. Ich fundusze były potrzebne głównie do przyciągnięcia użytkowników, ale teraz są za to punkty. Ponadto, dzięki nieprzejrzystemu programowi punktowemu, token może być sprzedawany po znacznie wyższej cenie niż w rundach z wcześniej ogłoszoną wartością.

To świetnie dla projektu, ale co z użytkownikami?

Po zakończeniu gorączki ICO użytkownicy powinni zwrócić szczególną uwagę na harmonogramy odblokowywania kapitału wysokiego ryzyka. Jeśli inwestorzy detaliczni otrzymają tokeny w tym samym czasie, co odblokowanie funduszy, oznacza to śmierć dla portfela tych pierwszych.

Dzięki punktom projekty nie muszą przeprowadzać dużych przedsprzedaży, co oznacza, że za ich pośrednictwem inwestorzy detaliczni otrzymują sposób na “zainwestowanie” wcześniej, miejmy nadzieję po bardziej przystępnej cenie niż czekanie na TGE. Pomimo niepewności co do czasu i współczynnika konwersji na tokeny, punkty mogą stanowić bardziej sprawiedliwy sposób nagradzania użytkowników.

Punkty są jednak skuteczne tylko wtedy, gdy istnieje zaufanie między użytkownikami a założycielami projektu, ponieważ ci pierwsi mogą ufać, że po interakcji z protokołem ich punkty zostaną zamienione na tokeny po rozsądnej cenie i w rozsądnych ramach czasowych. Ponieważ takie programy zyskują na popularności, pojawią się również atakujący, którzy nadużywają tego zaufania.

Może to ostatecznie zabić punkty jako narzędzie do zbierania funduszy i angażowania użytkowników. Ale wciąż jesteśmy daleko od tego etapu, więc nie martwię się.

Wszyscy na pokład!

Czy nam się to podoba, czy nie, każdy udany projekt (przez udany rozumiem wzrost ceny tokena) uruchomi programy punktowe przed TGE. Zachęci to do korzystania z protokołu, wywoła poruszenie wokół prawdopodobnego zrzutu tokenów, a następnie *drum roll* publicznego notowania.

Jestem biznesmenem, a nie księdzem. Moją jedyną zasadą jest wzrost liczby użytkowników. Jeśli więc punkty zapewniają lepszą spójność między użytkownikami i protokołami – dlaczego nie? Jeśli wpływ kartelu zaufania na pozyskiwanie funduszy dla startupów technologicznych zostanie jeszcze bardziej zmniejszony, ponieważ punktacja pomoże skuteczniej przyciągać użytkowników i inwestycje – wchodzę w to!

Mam nadzieję, że ten esej pomoże ci zrozumieć, czym są punkty i dlaczego doprowadzą one do skutecznych uruchomień tokenów w tym cyklu.

Co sądzisz o tym artykule?

13
1

artykuły na ten sam temat

“Left Turn” – nowy esej autorstwa Arthura...
avatar Ivan Babiuk
24.04.2024
Wielki halving: jak obniżone nagrody za bloki wpływają na Bitcoin...
avatar Ivan Babiuk
15.04.2024
Transakcje bez gazu i nowa technologia L2: Wywiad z zespołem...
avatar Ilya Surgan
14.04.2024